Jagniątków (Agnieszkowska) → Jagniątków (Jeżówka) → Hutniczy Grzbiet → Petrova bouda → Śląskie Kamienie → Czeskie Kamienie → Czarna Przełęcz → Śmielec → Obniżenie pod Śmielcem → Wielki Szyszak → Śnieżne Kotły → Łabski Szczyt → Česká budka → Sokolnik → Mokra Przełęcz → Graniczna Łąka → Szrenica → Graniczna Łąka → Hala Szrenicka → Wodospad Kamieńczyka → Rozdroże pod Kamieńczykiem → Wysoki Most → Szklarska Poręba (wyciąg) − 15 sierpnia 2019.
Śląskie Kamienie, Czeskie Kamienie, Śmielec, Wielki Szyszak, Śnieżne Kotły, Łabski Szczyt, Sokolnik, Szrenica i Wodospad Kamieńczyka to szczyty wchodzące w skład Korony Karkonoszy (KK) Klubu Zdobywców Koron Górskich RP. Jednocześnie Wielki Szyszak wchodzi w skład Korony Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich (KNSGP) i Korony Najwybitniejszych Szczytów Sudetów Polskich (KNSSP) w tym Klubie. Natomiast Szrenica jest wpisana do projektu Wieże widokowe gór i pogórzy pod numerem S-10.
Wszystkie te szczyty można zdobyć wędrując, wspominanym w poprzednim poście, Głównym Szlakiem Sudeckim, oznaczonym kolorem czerwonym. Niestety nie na każdy z tych wierzchołków można wejść bezpośrednio, ponieważ nie prowadzą tam żadne ścieżki i szlak przebiega pod nimi albo jest całkowity zakaz wchodzenia na nie. Dlatego szanując wszelkie zasady wędrowania po górach należy przejść obok szczytów. Wśród tych, na które nie powinno się wchodzić z różnych względów znajdują się: Śmielec (brak ścieżki), Wielki Szyszak (zakaz), Łabski Szczyt (zakaz) i Sokolnik (brak ścieżki). Najbardziej znanym szczytem spośród wymienionych jest Szrenica, górująca nad Szklarską Porębą. Prowadzą na nią różne szlaki, ale również wyciąg krzesełkowy. W czasie dobrej pogody wielu turystów korzysta z niego i stąd ten wierzchołek jest tak dobrze znany. My jednak zdecydowaliśmy się zdobyć wszystkie pozostałe szczyty siłą własnych mięśni. Zapraszam na wspólną wędrówkę.
Przebieg całej trasy:
Jagniątków (Agnieszkowska) → Petrova bouda (2 h 15 min.)
Petrova bouda → Śląskie Kamienie (25 min.)
Śląskie Kamienie → Czeskie Kamienie → Czarna Przełęcz (30 min.)
Czarna Przełęcz → Śmielec → Obniżenie pod Śmielcem (20 min.)
Obniżenie pod Śmielcem → Wielki Szyszak → Śnieżna Kotły (30 min.)
Śnieżne Kotły → Łabski Szczyt → Česká budka (30 min.)
Česká budka → Sokolnik → Mokra Przełęcz → Graniczna Łąka (45 min.)
Graniczną Łąka → Szrenica → Graniczna Łąka (15 min.)
Graniczna Łąka → Hala Szrenicka → Wodospad Kamieńczyka (1 h)
Wodospad Kamieńczyka → Szklarska Poręba, wyciąg (30 min.)
Przebieg trasy na mapie: MAPA TURYSTYCZNA
10 szczytów, 18 h wędrowania i około 52 km w nogach. To małe statystyki po 3 dniach zdobywania Korony Karkonoszy. Można byłoby powiedzieć, że sporo już osiągnęliśmy. Gdy jednak spojrzeliśmy na mapę, ilość szczytów i czas jaki nam pozostał to pojawiła się mała wątpliwość: czy damy radę zdobyć 9 wierzchołków w jeden dzień? Jak to mawiają dla chcącego nic trudnego. Kolejny, czwarty i zarazem ostatni dzień wędrowania po Karkonoszach, 15 sierpnia 2019 roku, był najdłuższym i najobfitszym etapem. I jak już wspominałem w poprzednim poście był to etap wypełniony szlakami w większości nam nieznanymi. Nie ukrywam, że jest to dla mnie osobiście jedna z ważniejszych motywacji chodzenia po górskich szlakach. Poznawanie nieznanego i odkrywanie piękna stworzonego świata. Tym razem nasza trasa miała rozpocząć się w Jagniątkowie (dzielnica Jeleniej Góry) i zakończyć w Szklarskiej Porębie, w miejscu naszego noclegu. Po drodze czekało na nas 9 cichych bohaterów tego dnia, a mianowicie: Śląskie Kamienie, Czeskie Kamienie, Śmielec, Wielki Szyszak, Śnieżne Kotły, Łabski Szczyt, Sokolnik, Szrenica i Wodospad Kamieńczyka.
Ten dzień, podobnie jak poprzednie, rozpoczęliśmy Eucharystią o godz. 7:00. O dziwo, tym razem było nas nieco więcej, ponieważ dołączyli się inni kapłani przebywający w tym domu na urlopie. Było to całkiem miłe, sympatyczne, ale i zaskakujące. Po Mszy świętej szybkie śniadanko, spakowanie plecaka i w drogę na autobus. Zgodnie z planem musieliśmy dotrzeć do Jagniątkowa, dzielnicy Jeleniej Góry, aby stamtąd wyruszyć na pieszą wędrówkę w kierunku Szklarskiej Poręby. To sprawiło, że nie mogliśmy wziąć naszego samochodu, który pozostał pod opieką mamy. Może to w tym momencie wyglądać na męską wyprawę ojca z synem, ale nie do końca tak było, ponieważ mama w odpowiednim czasie miała dotrzeć na Szrenicę wyciągiem. No niestety to zdrowie robi swoje, ale jeśli jest możliwość ułatwień to czemu z nich nie skorzystać. Tylko dlaczego to takie drogie? 42 zł w obie strony. O godz. 8:00 wsiedliśmy z tatą do autobusu (dworzec autobusowy Szklarska Poręba Górna), gdzie bilet normalny zakupiliśmy w cenie 6 złotych. Niestety w czasie wakacji i długiego weekendu sierpniowego był spory ruch i doszło do sprzeczki między kierowcami. Dobrze, że nasz kierowca był opanowany i po 10 minutach mogliśmy wyruszyć w kierunku Jeleniej Góry. Pan kierowca oprócz swego opanowania i cierpliwości był bardzo miły i uczynny. Wysadził nas na przystanku dalej niż chcieliśmy mówiąc, że nie ma potrzeby żebyśmy szli z pętli autobusowej, ponieważ on i tak tamtędy jedzie. Podróż do tego miejsca (przystanek Bronisława Czecha) trwała zaledwie 20 minut. Kolejne 20 minut trwało oczekiwanie na autobus miejski numer 15. Przyjechał dość punktualnie. Bilety kupiliśmy bezpośrednio u kierowcy (normalny 3 złote, ulgowy 1,5 złotego) i w ciągu zaledwie 10 minut dojechaliśmy na start naszej dzisiejszej trasy. Dokładnie na przystanek w Jagniątkowie (ul. Karkonoska – Agnieszkowska).
Na szlak wyruszyliśmy około godz. 9:00. Zanim jednak zaczęliśmy iść za czarnymi znakami wykonaliśmy telefon do mamy, że już jesteśmy na miejscu, aby się nie martwiła. Tą rozmową daliśmy też znać, że powoli może wyruszać na Szrenicę. Nas czekało jeszcze kilka godzin marszu w jej kierunku, ale zgodnie z umową mama miała na nas czekać na szczycie. Pogoda tego dnia sprzyjała, dlatego warto było co nieco skorzystać z uroków górskiej przyrody, a nie siedzieć cały dzień w murach. Nasza wędrówka szła początkowo czarno-żółtym szlakiem pomiędzy zabudowaniami.
Pierwszy kilometr pokonaliśmy w 15 minut idąc asfaltem po płaskim terenie. Kolejne 500 metrów szliśmy pomiędzy drzewami szutrową drogą. Doprowadziła nas ona najpierw do wejścia do Karkonoskiego Parku Narodowego (mieliśmy ważne bilety, ale nikt nie sprawdzał), a następnie do rozwidlenia szlaków. My podążyliśmy za czarnymi znakami, mijając po drodze dwie turystyki mające na sobie duże plecaki, co zwiastowało, że planują dłuższą trasę.
Po doświadczeniu ostatnich dwóch dni dużej ilości turystów na szlakach i spowodowanego ich obecnością hałasu cisza panująca na tej trasie aż nas zadziwiała. Szczerze mówiąc była bardzo potrzebna i była wytchnieniem. Bardzo lubię, kiedy w górach słychać szum drzew, śpiew ptaków i płynące strumyki, a bez ciszy może tego zabraknąć. Tym razem na szlaku panowała totalna cisza. A my szliśmy dalej. Każdy stawiany krok sprawiał, że byliśmy coraz wyżej, ponieważ trasa prowadziła przez las i jedynie pod górę. Delikatnie, ale cały czas pod górę, dlatego płaski teren w pewnym momencie stawał się czymś upragnionym. Pomimo zmęczenia, brak tłumu turystów, cisza i piękno otaczającej przyrody pomagały w dalszej wędrówce.
Po drodze mijaliśmy niewielkie grupy czeskich turystów z dziećmi, które chętnie spożywały jagody (czytaj też: borówki). Ta część trasy wzdłuż czarnego szlaku zajęła nam ponad 2 h i doprowadziła nas do Petrovej boudy. Stamtąd mogliśmy zobaczyć miejsca, gdzie byliśmy dzień wcześniej, a mianowicie: Mały Szyszak, Przełęcz Karkonoską i Schronisko PTTK Odrodzenie.
A na Petrovej boudzie budowa. Czego? Schroniska. Mogliśmy podziwiać jedynie wystawiony budynek, do którego wnoszono akurat nowy sprzęt. My przeszliśmy obok i skręciliśmy w prawo na czerwony szlak, który od tego momentu miał nas prowadzić.
A gdzie odpoczynek? Był, ale były to krótkie momenty na zaczerpnięcie wody, złapanie oddechu i podziwianie górskich widoków. Wchodząc na czerwony szlak mieliśmy świadomość, że za niedługo rozpocznie się zbieranie dzisiejszych zaplanowanych szczytów. Idąc więc od Petrovej boudy oczekiwaliśmy pierwszych bloków skalnych i kiedy się pojawiły na horyzoncie ucieszyliśmy się, że zdobyliśmy Śląskie Kamienie. Po chwili okazało się jednak, że ta radość nieco za wcześnie przyszła, ponieważ te ostatnie były kilkanaście metrów dalej. 25 minut wędrówki ostatecznie doprowadziło nas do pierwszego szczytu tego dnia. Niestety, w tym miejscu skończyła się tak potrzebna cisza. No cóż znaleźliśmy się na Głównym Szlaku Sudeckim, więc mogliśmy się spodziewać, że nasza sielanka dobiegnie końca. Na blokach skalnych widzieliśmy sporo młodych osób, ale i tata spróbował swoich sił i wszedł na jeden z nich, bo jak go znam to bardzo lubi takie ekstremalne sporty. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i ruszyliśmy dalej za czerwonymi znakami, a także za dość ciekawie umieszczonymi słupkami granicznymi. Nigdzie indziej i wcześniej takich nie widziałem.
Teren teraz przebiegał dość płasko, ale szlak był dość kamienisty, więc musieliśmy iść ostrożnie, a zwłaszcza ja. Dlaczego? Otóż mam tendencje do podkręcania stawu skokowego, co oczywiście wiąże się z bólem, a tym samym absencją w górskich wędrówkach. W tym roku takie „przyjemności” już mi się zdarzały i nie chciałem tego znowu doświadczać. Kolejne 30 minut wędrówki doprowadziło nas do Czeskich Kamieni. Był to drugi szczyt tego dnia. Podobny do Śląskich Kamieni, ale co nieco większy od swego poprzednika. W tym miejscu było już dużo więcej turystów, którzy nawet wspinali się po blokach skalnych. My zrobiliśmy jedynie pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy dalej, pamiętając, że na Szrenicy prawdopodobnie czeka już na nas mama.
W oddali mogliśmy podziwiać kolejne cele naszej dzisiejszej wędrówki, a mianowicie: Wielki Szyszak i Śnieżne Kotły. Jednakże po drodze czekał na nas Śmielec, na który nie mogliśmy wejść bezpośrednio, ponieważ czerwony szlak przebiegał obok. Zanim dotarliśmy do niego zeszliśmy do Czarnej Przełęczy mijając wcześniej pomnik, postawiony ku czci tragicznie zmarłego Czecha.
Z Czarnej Przełęczy musieliśmy się co nieco wspiąć w kierunku Śmielca, trzeciego szczytu naszej dzisiejszej wyprawy. Minęliśmy go po prawej stronie i zeszliśmy do obniżenia pomiędzy Wielkim Szyszakiem i Śmielcem. Tu zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie, mające potwierdzić zdobycie kolejnego wierzchołka. Ta część trasy zajęła nam 30 minut.
Powoli zaczynaliśmy odczuwać z tatą poprzednie dni i zrobione dziś kilometry i przemieszczenia. Z drugiej zaś strony w naszych sercach rodziła się satysfakcja, że jesteśmy coraz bliżej ostatecznego celu. I też mieliśmy nadzieję, że za niespełna 2 h spotkamy się z mamą, co dodawało nam sił do dalszego wędrowania. Oczywiście przed nami było jeszcze 6 wierzchołków, ale wszystkie w niedalekiej odległości od siebie. Pierwszym z nich był Wielki Szyszak. To drugi pod względem wysokości szczyt polskich Karkonoszy. Niestety jest on zamknięty dla ruchu turystycznego. Widać go z daleka, ale na sam wierzchołek dzisiaj nie można wejść. Możliwe jest jedynie przejście pod szczytem, na którym znajdują się ruiny pomnika cesarza Niemiec Wilhelma I. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą trasę. Ten odcinek w kierunku Wielkiego Szyszaka był dla nas dość trudny. Wynikało to z braku jakichkolwiek zabezpieczeń na szlaku z prawej strony, co budziło w nas niemały lęk. Dobrze, że był to krótki etap i po 30 minutach byliśmy już na Śnieżnych Kotłach.
W tym momencie zaczynał się dla nas spacer, ponieważ szlak prowadzący dalej przebiegał po bardzo płaskim terenie. Można powiedzieć, że był to odpoczynek dla nieco zbolałych stóp. Idąc ze Śnieżnych Kotłów w kierunku Szrenicy za czerwonymi znakami mijaliśmy coraz więcej osób. Mogliśmy doświadczyć, że właśnie rozpoczął się długi weekend sierpniowy. Trochę było to uciążliwe, ale przecież nie zabronimy nikomu chodzić po górach, kiedy pogoda na to pozwala. Po 20 minutach dotarliśmy do następnego szczytu zaplanowanego w dniu dzisiejszym, a mianowicie do Łabskiego Szczytu. Wznosi się on tuż obok czerwonego szlaku i dobrze go widać z daleka, ale ze względu na okalającą go przyrodę jest zakaz bezpośredniego wchodzenia na niego. Dlatego pozostało nam zrobienie kolejnego pamiątkowego zdjęcia. Zapomniałem wspomnieć, że wszystkie dotychczasowe zdjęcia potwierdzające zdobycie danego szczytu robił mi oczywiście tata. Z każdą wyprawą jest coraz lepszy w tym i bardzo się cieszę, kiedy razem zdobywamy wierzchołki, bo nie muszę się wtedy męczyć z ustawianiem aparatu z samowyzwalaczem. Tym razem było jednak śmiesznie, bo tata tak wykadrował pierwsze zdjęcie, że byłem wyższy od szczytu. Możecie poniżej sobie porównać. Zrobiliśmy zdjęcie i dalej w kierunku na Szrenicę.
Szliśmy krok za krokiem do wyznaczonego celu. Trasę od Łabskiego Szczytu do Szrenicy przeszliśmy w niewiele ponad godzinę. Ta ostatnia była cały czas odsłonięta, więc mogliśmy ją nieustannie podziwiać. Po drodze minęliśmy szczyt Sokolnik, który trudno było dokładnie zlokalizować, ponieważ całkowicie znajdował się poza szlakiem. To był 7 bohater dzisiejszego dnia, do którego nie prowadziła żadna dodatkowa ścieżka. W tym czasie do taty zadzwoniła mama. Pewnie zaczęła się powoli zastanawiać, gdzie jesteśmy i jak długo ma jeszcze na nas czekać. A my byliśmy już całkiem blisko.
Szlak na Szrenicę umilały nam, wspominane wcześniej, ciekawie umiejscowione słupki graniczne. Oto jeszcze dwa z nich:
Ostatnie metry na wierzchołek pokonaliśmy wzdłuż czarnych znaków. Z Jagniątkowa na Szrenicę szliśmy nieco ponad 5 h, ale widok uśmiechniętej mamy na szczycie zrekompensował nam wszelki wysiłek. No i wtedy rozpoczęły się opowieści, których co nieco brakowało na szlaku. My z tatą uważnie słuchaliśmy i odpoczywaliśmy. Był to nasz pierwszy dłuższy odpoczynek w czasie dzisiejszej wędrówki. W jego trakcie zjedliśmy przede wszystkim konkretny posiłek, a ja podbiłem książeczki w schronisku. Widziałem, że tata był zmęczony, ale usatysfakcjonowany zdobyciem tylu szczytów jednego dnia. Zawsze mnie zadziwiało, że z ust taty nigdy nie padły słowa narzekania i tym razem tak było. Pomimo kilometrów i metrów w górę, które razem przeszliśmy ani jednego złego słowa, że za długo, za daleko i całkowicie bez sensu. Takiego cierpliwego wędrowania po górskich szlakach wciąż mogę się od niego uczyć. Zanim poszliśmy w kierunku Szklarskiej Poręby zrobiliśmy jeszcze pierwsze i jedyne podczas tego wyjazdu rodzinne zdjęcie na 8 zdobytym już dziś wierzchołku. Na nim od niedawna umieszczony jest taras widokowy wpisany do projektu Wieże widokowe gór i pogórzy pod numerem S-10.
Przed nami pozostała droga tylko w dół, ale trasa nie była wcale krótka i łatwa. Na tym etapie dołączyła do nas mama, które zdecydowała się jednak zejść z nami na nogach, a nie wracać wyciągiem. Pewnie za długo musiała na nas czekać na tej Szrenicy. Niestety szlak był teraz bardzo kamienisty i prowadził cały czas w dół (około 700 m), a to dla naszych nóg było dość męczące. Mimo wszystko staraliśmy się w swoim tempie dotrzeć do Szklarskiej Poręby podążając cały czas czerwonym szlakiem. Po drodze minęliśmy schronisko na Hali Szrenickiej, gdzie podbiłem książeczki GOT i KZKG RP. Godzina wędrówki i ostatni punkt dzisiejszego dnia, a mianowicie Wodospad Kamieńczyka, przy którym znajdowało się kolejne schronisko. Dotarłem tam trochę wcześniej od rodziców, którzy zachowali naszą rodzinną tradycję, nazywaną od wielu lat pod Łomniczką. Otóż, kiedy pierwszy raz byliśmy w Karkonoszach i szliśmy na Śnieżkę czerwonym szlakiem w pewnym momencie odczuliśmy zmęczenie. To sprawiło, że zatrzymaliśmy się, aby odpocząć i spożyć jakiś mały posiłek. Trwało to może 20 minut. Oczywiście nie było tam żadnych ławeczek czy stolików, więc praktycznie warunki polowe. Dla nas młodych chłopaków była to frajda. Cały jednak dowcip polegał na tym, że ten odpoczynek zrobiliśmy może z 2 minuty drogi od schroniska Pod Łomniczką, którego nie widzieliśmy. Od tamtej pory każde nasze zatrzymanie w górach blisko jakiegoś punktu docelowego nazywamy pod Łomniczką. I tym razem rodzice nie widząc schroniska postanowili odpocząć i kiedy do mnie dotarli chcieli już iść dalej, bo co nieco wypoczęli. Podbiłem więc książeczki i ruszyliśmy na ostatni odcinek naszej dzisiejszej wyprawy.
Nogi już odczuwały trudy wędrowania, ale do Szklarskiej Poręby było już niedaleko. Schodząc czerwonym szlakiem po 10 minutach skręciliśmy w prawo na czarne znaki i szliśmy wzdłuż nich przez las do stacji dolnej wyciągu krzesełkowego na Szrenicę. Stamtąd mieliśmy już blisko do miejsca naszego noclegu (Dom Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej przy ul. Caritas 4 w Szklarskiej Porębie). Dotarliśmy do niego po 30 minutach. Byliśmy co nieco zmęczeni, ale i szczęśliwi, że udało nam się pokonać dzisiejszą trasę. Jednocześnie byliśmy dumni z mamy, która pomimo swojego słabego zdrowia starała się nam towarzyszyć, za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni.
Czwarty, a zarazem ostatni dzień zdobywania Korony Karkonoszy pozwolił doświadczyć, że jak się chce to żadne bariery nie staną na przeszkodzie. Mieliśmy świadomość, że czeka nas długa wędrówka, ale warto było ze względu na widoki, które co chwila pojawiały się na czerwonym szlaku. Za nami pozostawiliśmy około 21 km trasy pokonanej w około 7 h, a na niej 9 szczytów do kolekcji Korony Karkonoszy. To był bardzo dobry dzień zakończony kolacją w Chacie Sudeckiej u Prezesa (ul. Górna 10), z której rozciąga się przepiękny widok na dużą część Karkonoszy, zdobytych przez nas w ciągu ostatnich 4 dni. A to wszystko będziemy mogli powspominać oglądając kręcony przez tatę film. Kiedy ja fotografuję to tata włącza kamerę i dzięki temu mamy miłą pamiątkę bez wydawania zbędnych pieniędzy.
Jeśli ktoś zechce bawić się w liczenie zdobytych przez nas wierzchołków to na pewno będzie mu brakować jednego, a mianowicie Chojnika. Ten szczyt był już wielokrotnie przez nas zdobywany, a więc daliśmy mu tym razem spokój.
Z górskimi pozdrowieniami Moje góry łaskawe!
Czas przejścia trasy: 7 h.
Punktacja do książeczki GOT:
Jagniątków (Agnieszkowska) − Petrova bouda (6,1 km; 754 m); S.03; 14 pkt
Petrova bouda − Śląskie Kamienie − Czeskie Kamienie (1,7 km; 132 m); S.03; 3 pkt
Czeskie Kamienie − Obniżenie pod Śmielcem (1,6 km; 45 m); S.03; 2 pkt
Obniżenie pod Śmielcem − Śnieżne Kotły (1 km; 131 m); S.03; 2 pkt
Śnieżne Kotły − Česká budka − Graniczna Łąka (4,4 km; 44 m); S.03; 4 pkt
Graniczna Łąka − Szrenica − Graniczna Łąka (0,7 km; 49 m); S.03; 1 pkt
Graniczna Łąka − W. Kamieńczyka − Szklarska Poręba (5,1 km; 16 m); S.03; 5 pkt
Razem: 31 pkt
Zdobywasz wszystkie szczyty, które należą do Korony Karkonoszy? Jeśli tak – masz możliwość uzyskania odznak:



