Dolina Czarnego Potoku → Diabelski Kamień → Schronisko PTTK Jaworzyna Krynicka → Pod Jaworzyną Krynicką → Pod Bukową → Czubakowska → Runek → Czubakowska → Pod Jaworzyną Krynicką → Jaworzyna Krynicka → Diabelski Kamień → Dolina Czarnego Potoku − 1 maja 2019.
Jaworzyna Krynicka i Runek to szczyty wchodzące w skład projektu Zdobywca Korony Beskidu Sądeckiego (ZKBS) w Klubie Zdobywców Koron Górskich RP. Ponadto Jaworzyna Krynicka jest szczytem w projektach: Korona Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich (KNSGP) i Korona Najwybitniejszych Szczytów Karpat Polskich (KNSKP) w tymże samym Klubie oraz w projekcie Diadem Polskich Gór. Widać wyraźnie, że pierwszy z wymienionych wierzchołków jest bardziej znany, ale to zupełnie nie umniejsza drugiemu. Jednakże ze względu na popularność na początek trochę więcej słów o Jaworzynie Krynickiej.
To szczyt w Beskidzie Sądeckim, znajdujący się w Krynicy-Zdroju, na obszarze gminy Muszyna. Jest najwyższym szczytem w Paśmie Jaworzyny i jest silnie zagospodarowany. Na jego wierzchołek kursuje z doliny Czarnego Potoku kolej gondolowa. Dzięki niej, a także dzięki dużym trawiastym obszarom na grzbiecie Jaworzyny, jest ona dobrym i masowo odwiedzanym punktem widokowym. Panorama z różnych miejsc na szczycie obejmuje wręcz cały horyzont. W górnej części północnego stoku znajduje się Schronisko PTTK na Jaworzynie Krynickiej, a obok niego dyżurka GOPR i Muzeum Turystyki Górskiej. Na samym szczycie umieszczono maszt radiowo-telewizyjny, a turyści mogą skorzystać z różnych restauracji i bufetów. Jaworzyna jest także znakomitym węzłem szlaków turystyki pieszej i rowerowej. Zapraszam do wspólnej wędrówki
Przebieg całej trasy:
Dolina Czarnego Potoku → Diabelski Kamień (1 h)
Diabelski Kamień → Schronisko PTTK Jaworzyna Krynicka (30 min.)
Schronisko PTTK Jaworzyna Krynicka → Pod Jaworzyną Krynicką (10 min.)
Pod Jaworzyną Krynicką → Czubakowska (50 min.)
Czubakowska → Runek (15 min.)
Runek → Czubakowska (15 min.)
Czubakowska → Pod Jaworzyną Krynicką (40 min.)
Pod Jaworzyną Krynicką → Jaworzyna Krynicka (15 min.)
Jaworzyna Krynicka → Diabelski Kamień (20 min.)
Diabelski Kamień → Dolina Czarnego Potoku (30 min.)
Przebieg trasy na mapie: MAPA TURYSTYCZNA
Wiosna już na dobre się rozpoczęła, ale nie dawno obchodzone święta wielkanocne przypomniały mi, że trzeba troszczyć się o swoje życie i to zarówno cielesne, jak i to duchowe. Życie rodzi się na nowo, kiedy o nie dbamy. Tym, co budzi moje życie osobiste, obok relacji z Panem Bogiem, są relacje z ludźmi, a zwłaszcza z rodzicami i przyjaciółmi. Bardzo się cieszę kiedy mam możliwość spotkania na żywo z moimi rodzicami. Niestety w ciągu roku niezbyt często możemy się widywać, dlatego staramy się wykorzystać każdą okazję. Od kilku lat umawiamy się na tzw. majówkę. I tak było tym razem. Moi rodzice, ponieważ oboje już są na emeryturze, przybyli do mnie już 30 kwietnia 2019 roku. Mieli pozostać kilka dni, co bardzo mnie ucieszyło. Pytanie co z nimi robić? Od ponad 10 lat posługuję na Podkarpaciu, więc wiele rzeczy już mieli okazję widzieć. Wtedy pomyślałem, że trzeba jeszcze raz spróbować odwiedzić Krynicę-Zdrój, która jest stosunkowo niedaleko. Byliśmy tam wspólnie jesienią, ale niestety wówczas kolej linowo-terenowa na Górę Parkową i kolej gondolowa na Jaworzynę Krynicką były w przeglądzie. To sprawiało, że mama nie mogła z nami dotrzeć na żaden z tych szczytów. Zaproponowałem rodzicom, aby tym razem dotrzeć wspólnie przynajmniej na Jaworzynę Krynicką, a przy okazji zdobyć jeszcze Runek do Zdobywcy Korony Beskidu Sądeckiego w Klubie Zdobywców Koron Górskich RP.
Nasza wyprawa odbyła się 1 maja 2019 roku w tzw. Święto Pracy. Dzień tradycyjnie rozpoczęliśmy od Eucharystii. Następnie zjedliśmy pożywne śniadanie, spakowaliśmy plecaki i około godz. 7:30 wsiedliśmy do samochodu, aby wyruszyć w kierunku Krynicy-Zdrój, a dokładnie do Doliny Czarnego Potoku. W tym miejscu znajduje się stacja dolna kolejki gondolowej na Jaworzynę Krynicką. Po niemal dwugodzinnej podróży w miłej atmosferze dotarliśmy na miejsce. Auto zostawiliśmy na darmowym parkingu, mieszczącym się tuż obok stacji narciarskiej.
Niestety pochmurne niebo nie zachęcało tego dnia do wyjścia w góry. To nas jednak nie zniechęciło, ponieważ sprawdzone prognozy pogody nie zapowiadały opadów deszczu na ten dzień. Dlatego ubraliśmy się odpowiednio na wędrówkę po górach i wszyscy razem podeszliśmy do kasy biletowej. My z tatą zamierzaliśmy wędrować na sam szczyt, a mama ze względu na swój stan zdrowia miała wjechać kolejką gondolową na wierzchołek i tam na nas poczekać. Jeszcze tylko podbicie książeczek i w trasę za zielonymi znakami. Stację kolejki gondolowej minęliśmy z prawej strony i ruszyliśmy w kierunku lasu. Po naszej lewej stronie ukazały się gondole pracujące na pełnych obrotach od samego rana. Szlak początkowo był dość trudny, ponieważ podłoże po ostatnich opadach deszczu jeszcze nie wyschło i było błotniste. Jednakże był to krótki odcinek szlaku. Kiedy weszliśmy do lasu wędrowanie stało się nieco lżejsze.
Ścieżka prowadząca przez ten las była dość wymagająca, ale wiosenna zieleń i śpiew ptaków umilały nam wędrowanie. Szliśmy nieustannie pod górę i praktycznie przez pierwsze 30 minut nie było możliwości, aby zatrzymać się na płaskim terenie. Tata jak zwykle szedł przede mną, ale wciąż w zasięgu mojego wzroku. Wejście na prostą drogę sprawiło nam dużą ulgę. Niestety na bardzo krótką chwilę, bowiem kiedy skręciliśmy w prawo i myśleliśmy, że przez chwilę nie będzie trzeba się wysilać zielony znak umieszczony na drzewie 100 metrów dalej nakazał skręcić w lewo i ruszyć znów w górę.
Oczywiście wciąż wędrowaliśmy zielonym szlakiem. Tym razem wiódł on nas wzdłuż zimowej trasy narciarskiej, obok której znajdował się wyciąg i stały armatki śnieżne. Niestety niebo nadal było pochmurne, co uniemożliwiało nam podziwianie widoków, które gdzie nie gdzie się przebijały. Pokonanie tego stoku narciarskiego zajęło nam zaledwie 15 minut. Minąwszy po lewej stronie zbiornik wodny dotarliśmy do połączenia szlaku zielonego z czerwonym.
Kilkanaście minut wędrówki wzdłuż zielono-czerwonych znaków przez las doprowadziło nas do pomnika przyrody nieożywionej zwanego Diabelskim Kamieniem. Pomnik ten wyróżnia się oryginalnym kształtem, który przypomina dużego grzyba o wysokości ok. 6 m i obwodzie od 3 do 8 m. Z tą skałą związana jest legenda, którą chciałbym się podzielić:
Książę z Muszyny zakochał się w krynickiej ubogiej pasterce. Ojciec młodzieńca nie wyraził zgody na ślub i wysłał syna w dalekie strony, aby zapomniał o dziewczynie. Szczęśliwie nie odniósłszy ran rycerz wracał w rodzinne strony. W drodze powrotnej na stokach Góry Parkowej księcia napadli zbójcy. Jęki pobitego młodzieńca usłyszała pasterka, która na kolanach zaczęła się modlić do Matki Bożej o jego wyzdrowienie. Niebawem u jej stóp wytrysło źródełko, w którym obmyła rany księcia. Gdy rycerz wyzdrowiał, jego ojciec wyraził zgodę na ślub z pasterką. Żyli długo i szczęśliwie.
Wieść o tym niespotykanym wydarzeniu dotarło także do samego piekła. Moce piekielne dowiedziawszy się o cudownym źródle z życiodajną wodą postanowiły go zniszczyć. Wybrany został więc najsilniejszy z diabłów, aby wielkim kamieniem zatkał wylot źródełka. Wyrwał on jedne z tatrzańskich głazów i niósł go do Krynicy. Jednak zanim zdążył dolecieć nad źródło wstał nowy dzień i zapiały koguty. Diabeł wystraszył się i upuścił niesiony kamień. A spadł on na zboczach Jaworzyny, gdzie stoi do dziś.
Ten osobliwy kamień sprawił, że przystanęliśmy przy nim, aby chwilę odpocząć. Następnie zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i ruszyliśmy w dalszą trasę.
Wędrówka przebiegała teraz spokojnie przez las po płaskim terenie. Po kilkudziesięciu metrach doprowadziła nas do rozwidlenia szlaków. My poszliśmy za zielonymi znakami przecinając narciarską trasą zjazdową i wchodząc do kolejnego lasu. Powoli zza chmur zaczęło się przedzierać słońce, co zapowiadało, że tego dnia będzie można jeszcze podziwiać górskie panoramy. Mimo tego, że było teraz płasko to co jakiś czas na szlaku pojawiały się przeszkody w postaci opadłych gałęzi czy złamanych drzew, które trzeba było omijać. Trochę to spowalniało chód, ale coraz cieplejsza pogoda uprzyjemniała wędrowanie.
Po 30 minutach na drzewie ukazał się zielony znak nakazujący ostro skręcić w lewo. Za zakrętem ukazały się budynki. Pierwszy z nich to Muzeum Turystyki Górskiej, a nieco wyżej to Schronisko PTTK na Jaworzynie Krynickiej, do którego dotarliśmy po 1,5 h wędrowania. Oczywiście sam szczyt był jeszcze wyżej, ale do niego mieliśmy dotrzeć później. W schronisku o tej porze dnia było już sporo ludzi, a wśród nich czekała na nas bardzo miła niespodzianka. Otóż dotarła tam mama, która ze szczytu Jaworzyny przybyła sobie na nogach, a teraz wzmacniała się kawą. Dla mamy, która ma poważnie chorą stopę, był to wyczyn, a my z tatą byliśmy z niej bardzo dumni. Oczywiście w schronisku podbiłem także moje książeczki. Chwilę z tatą odpoczęliśmy sprawdzając na mapie, gdzie mamy iść dalej. W międzyczasie zza chmur wyszło słońce i zaczęło coraz mocniej świecić na ziemię. Niezmiernie na to ucieszyło. Umówiliśmy się z mamą, że my idziemy zdobyć Runek, a ona wróci powoli na szczyt Jaworzyny Krynickiej.
Od schroniska do skrzyżowania Pod Jaworzyną Krynicką, idąc zielonym szlakiem, dotarliśmy w niecałe 10 minut. Wierzchołek Jaworzyny pozostawiliśmy po naszej lewej stronie, a my skręciliśmy w prawo na czerwony szlak, który miał nas teraz prowadzić leśną ścieżką. Był to przede wszystkim szlak pieszy, ale jednocześnie i szlak rowerowy, z którego tego dnia licznie korzystali rowerzyści.
Wędrówka przez las była bardzo przyjemna. Ten prawie godzinny szlak umilało nam coraz mocniej świecące słońce, ale także różne osobliwości przyrody, które mnie zadziwiały, a niekiedy i rozśmieszały, jak choćby słynny drewniany muchomor.
Po 1 h wędrówki zdobyliśmy nasz pierwszy dzisiejszy cel, a mianowicie Runek. Po drodze minęliśmy Runek Czubakowski, od którego czerwone znaki połączyły się z niebieskimi. Stamtąd szliśmy niespełna 15 minut do głównego szczytu. Gdzie on jest dokładnie to trudno stwierdzić, bo są praktycznie 3 tabliczki oznaczające ten wierzchołek, rozmieszczone na przestrzeni zaledwie 100 metrów. I co ciekawe na każdej jest podana inna wysokość. Najważniejsze jednak było to, że dotarliśmy do celu. Chwila odpoczynku, gorąca herbata z cytryną, pamiątkowe zdjęcia i powrót, aby dotrzeć na Jaworzynę Krynicką, która była naszym drugim celem tego dnia.
Wracaliśmy tą samą ścieżką, więc tym razem szliśmy nieco szybciej i zaledwie po 50 minutach od Runka dotarliśmy na Jaworzynę Krynicką. Podchodząc na szczyt po lewej stronie, dzięki łaskawości nieba ukazywały się nam przepiękne panoramy górskie.
Na szczycie zgodnie z umową czekała nas mama. Oczywiście trzeba było zrobić pamiątkowe zdjęcie przy mapie i tablicy z oznaczeniem wierzchołka, a następnie podziwiać kolejne panoramy, które rozciągały się tuż za stacją górną kolejki gondolowej. W kasie biletowej podbiłem książeczki i mogliśmy powoli myśleć o powrocie. Zanim jednak ruszyliśmy na dół to weszliśmy na taras w Krynickiej Kolibie, z którego mogliśmy oglądać kolejne przepiękne widoki.
Może ktoś zapytać, a gdzie są rodzice na zdjęciach? Znam dobrze moich rodziców i wiem, że nie lubią się pokazywać w przestrzeni publicznej, jaką zapewne jest internet. Dlatego nie zamieszczałem do tej pory w tym poście ich zdjęcia. Jednakże byliśmy wspólnie na tej wycieczce i nie mogłoby ich tu zabraknąć. To dowód, że wspólnie zdobyliśmy szczyt Jaworzyny Krynickiej. Każdy na swój sposób, ale byliśmy tam razem. Mam nadzieję, że rodzice nie będą się gniewać.
Kiedy już nacieszyliśmy nasze oczy widokami zostawiliśmy mamę na szczycie, aby mogła na dół zjechać kolejką, a my sami ruszyliśmy pieszo za czerwonymi znakami. Ominęliśmy wieżę radiowo-telewizyjną, popatrzyliśmy chwilę jak poruszają się gondole i poszliśmy w dół. Czerwony szlak nakazywał skręcić w lewo w las, ale uznaliśmy, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby wędrować wzdłuż trasy narciarskiej. Tym bardziej, że widzieliśmy innych turystów schodzących i wchodzących tą ścieżką. Wybraliśmy tę opcję, bo lasu na dziś mieliśmy dość. Po 20 minutach doszliśmy do Diabelskiego Kamienia, skąd dalej wędrowaliśmy zielonym szlakiem aż do naszego samochodu.
Cała wyprawa trwała około 5 h i sprawiła całej rodzinie wielką radość i satysfakcję. Pomimo upływu lat wciąż lubimy spędzać czas razem, a szczególnie w górach. Zdaję sobie sprawę, że dla rodziców będzie to coraz trudniejsze, dlatego właśnie staram się wybierać takie szlaki i takie trasy, gdzie jest możliwość dotarcia wspólnie, choć w małej części. Podziwiam moich rodziców i jestem im wdzięczny za ich miłość, bo to dzięki nim i ich miłości nauczyłem się wędrować po górach, a oni do tej pory jeśli mogą wspierają mnie w tym i mi towarzyszą. To był bardzo piękny dzień, a góry jak zwykle okazały się dla nas łaskawe. Wycieczka na Jaworzynę Krynicką zakończyła się oczywiście obiadem. Coś tam spożywaliśmy w czasie trasy, ale ten główny posiłek zaplanowaliśmy zjeść w Krynicy-Zdrój. W tym celu powróciliśmy do miasta na ulicę Kraszewskiego 32, gdzie mieści się Bar Za Rogiem. Piszę o tym, ponieważ nigdy i nigdzie tak dobrego i taniego posiłku nie jedliśmy. Naprawdę warto. Obiad dla 3 osób kosztował nas niespełna 40 zł. Oczywiście cena zależy od tego, co weźmiesz, ale dania są naprawdę smaczne i pożywne, a przede wszystkim są domowe. Serdecznie polecam. I mógłby ten dzień się już zakończyć, ale poprosiłem rodziców, abyśmy pojechali jeszcze w jedno miejsce, z którego chciałem zdobyć kolejny szczyt do ZKBS, ale o tym będzie w innym poście.
Z górskimi pozdrowieniami Moje góry łaskawe!
Czas przejścia trasy: 5 h.
Punktacja do książeczki GOT:
Dolina Czarnego Potoku − Diabelski Kamień (1,7 km; 329 m); BZ.09; 5 pkt
Diabelski Kamień − Schronisko PTTK na J. Krynickiej (1,3 km; 106 m); BZ.09; 2 pkt
Schronisko PTTK na J. Krynickiej − Runek (3,5 km; 51 m); BZ.09; 4 pkt
Runek − Jaworzyna Krynicka (3,7 km; 130 m); BZ.09; 5 pkt
Jaworzyna Krynicka − Dolina Czarnego Potoku (2,8 km; 2 m); BZ.09; 3 pkt
Razem: 19 pkt
Zdobywasz wszystkie szczyty, które należą do Zdobywcy Korony Beskidu Sądeckiego? Jeśli tak – masz możliwość uzyskania odznak:



