Szczawnica-Zdrój → Wodospad Zaskalnik → Sewerynówka → Czeremcha → Schronisko PTTK Przehyba → Mała Przehyba → Skałka → Przełęcz Przysłop → Pod Dzwonkówką → Bereśnik → Schronisko PTTK pod Bereśnikiem → Bryjarka → Szczawnica-Zdrój − 9 czerwca 2019.
Czeremcha, Przehyba, Skałka, Bereśnik to szczyty wchodzące w skład odznaki Zdobywca Korony Beskidu Sądeckiego (ZKBS) w Klubie Zdobywców Koron Górskich RP. Bryjarka natomiast należy do projektu Krzyż na górskim szlaku. Na jej wierzchołku umieszczony jest metalowy krzyż. Spośród wszystkich wymienionych szczytów najwyższym jest Przehyba, dlatego na początek kilka słów więcej o nim.
Przehyba to szczyt górski w zachodniej części Pasma Radziejowej w Beskidzie Sądeckim o wysokości 1175 m n.p.m. na zachód od Wielkiej Przehyby. Z samego wierzchołka odchodzi na południe boczny grzbiet Pieniążnej, Kiczory i Starego Wierchu. Oprócz głównego, wyższego wierzchołka jest jeszcze niższy, położony kilkaset metrów na zachód, który wysyła w kierunku południowo-zachodnim grzbiet Czeremchy. Miejsce to jest jednym z łatwiej dostępnych szczytów w paśmie. Krzyżują się tu szlaki turystyczne prowadzące do Szczawnicy, Krościenka nad Dunajcem, Starego Sącza, Rytra, Jazowska i Piwnicznej-Zdroju. Na zachodnim wierzchołku znajduje się schronisko turystyczne oraz Radiowo-Telewizyjny Ośrodek Nadawczy z 87-metrową stalową wieżą. Z pokrywającej grzbiet Hali Przehyba roztacza się wyjątkowy widok na południe w kierunku Pienin i Tatr oraz na północ ku Kotlinie Sądeckiej. Z uwagi na łatwą dostępność miejsce jest bardzo licznie odwiedzane przez turystów pieszych i rowerzystów. Ja wybrałem niebieski szlak ze Szczawnicy-Zdroju. Zapraszam do wspólnej wędrówki.
Przebieg całej trasy:
Szczawnica-Zdrój → Sewerynówka (1 h)
Sewerynówka → Czeremcha (1 h 40 min.)
Czeremcha → Schronisko PTTK Przehyba (40 min.)
Schronisko PTTK Przehyba → Skałka (30 min.)
Skałka → Pod Dzwonkówką (1 h 40 min.)
Pod Dzwonkówką → Bereśnik (50 min.)
Bereśnik → Bryjarka (30 min.)
Bryjarka → Szczawnica-Zdrój (15 min.)
Przebieg tasy na mapie: MAPA TURYSTYCZNA
Kiedyś zespół chrześcijański o dość specyficznej nazwie 40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach (40i30na70) śpiewał piosenkę pod tytułem Jest takie miejsce, w której tekście są słowa:
Jest takie miejsce na ziemi,
którego nie ma na mapie.
Dlaczego nie ma mnie tam?
Tym miejscem, będącym moim wielkim pragnieniem, jest niebo. Jednakże zanim ono to żyję tu i teraz na ziemi i są takie miejsca na mapie, do których chętnie wracam. Niewątpliwie należy do nich moja rodzinna miejscowość Oleśnica koło Wrocławia. A tuż za nią? Krościenko nad Dunajcem. Gdyby była taka możliwość to zamieszkałbym tam. Dlaczego? Z dwóch względów. To tu mieści się Centrum Ruchu Światło-Życie, któremu bardzo wiele zawdzięczam i to stąd mogę wyruszać w moje ulubione pasmo górskie, jakie są Pieniny. Stąd również można pójść w Beskid Sądecki i Gorce. I tym razem po wypełnieniu swych obowiązków popołudniu zdecydowałem wybrać się w Beskid Sądecki. To był drugi dzień (9 czerwca 2019 roku) mojego pobytu na spotkaniu moderatorów oazy. I tego dnia czekała mnie dość długa wędrówka, bo w planie miałem do zdobycia 5 szczytów: Czeremchę, Przehybę, Skałkę i Bereśnik do projektu Zdobywca Korony Beskidu Sądeckiego (ZKBS) w Klubie Zdobywców Koron Górskich RP i Bryjarkę w projekcie Krzyż na górskim szlaku.
Aby ruszyć na szlak musiałem podjechać do Szczawnicy-Zdrój. Z Krościenka to zaledwie 15 minut samochodem, dlatego po wszystkich obowiązkach szybko spakowałem plecak i ruszyłem przed siebie. Około godziny 13:00 dojechałem na miejsce i postawiłem auto w centrum parku zdrojowego. Wziąłem swój ekwipunek i zacząłem w najbliższych instytucjach szukać pieczątki z nazwą miejscowości. I nie była to wcale łatwa sprawa, bo dopiero w kiosku naprzeciwko kawiarni udało mi się ją zdobyć. Miejsce pozostawienia samochodu nie dawało mi jednak spokój i dlatego poszedłem zapytać w kawiarni czy mogę tak je zostawić? Miłe panie kelnerki zasugerowały, że lepiej będzie je przestawić za kawiarnię przy kapliczce, gdzie nie ma żadnych zakazów. Czym prędzej to uczyniłem i około 13:15 ruszyłem na szlak za niebieskim znakami.
Początkowo szedłem parkiem zdrojowym, podziwiając otaczającą przyrodę i wille. Był to bardzo spokojny odcinek trasy wiodący mnie głównie asfaltową drogą. Co jakiś czas musiałem spoglądać dokładnie na niebieski szlak na drzewach, aby się nie zgubić, ponieważ było troszkę zakrętów i rozwidleń dróg, ale wszystko było wspaniale oznaczone. Kiedy wyszedłem już nieco za miasto po mojej prawej stronie ukazały się przepiękne górskie krajobrazy. Niestety wciąż podążałem asfaltem, a nade mną górowało słońce.
Po około godzinie wędrowania dotarłem do tak zwanej Sewerynówki, gdzie znajduje się bardzo piękna atrakcja turystyczna w Szczawnicy-Zdrój, a mianowicie wodospad Zaskalnik. Zrobiłem sobie przy nim chwilę odpoczynku, aby nacieszyć swoje oczy cudownym widokiem. Ochłoda, którą dawała szumiąca woda wodospadu w ten upalny dzień były mi bardzo potrzebne.
Ruszyłem dalej, mijając po swojej prawej stronie zajazd Czarda, a po lewej drogowskaz na czarny szlak w kierunku Bereśnika. Ja wciąż jednak podążałem za niebieskimi znakami. Po 10 minutach wędrówki (około 500 m) tuż za betonowym mostem skierowałem moje kroki w prawą stronę, zgodnie ze wskazówką umieszczoną na końcu mostu. Wszedłem wówczas do Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Przede mną ukazała się szutrowa droga, która prowadziła mnie do lasu. Wejścia do niego pilnował metalowy szlaban. Niestety na tym etapie wędrówki drzewa pomimo swej wysokości nie osłaniały mnie przed słońcem.
Kolejne metry na trasie przebiegały dość łagodnie, ponieważ nie było tam zbyt dużych podejść, choć powoli moje nogi były coraz wyżej i bliżej dzisiejszego celu. Następne 45 minut wędrowania doprowadziło mnie do polany, za którą należało skręcić w lewo w las. I tu już odczułem konkretnie, że idę w górę. Na początku tego fragmentu szlaku bardzo miłym jego elementem był górski strumyk, w którym mogłem ochłodzić swoją zgrzaną głowę. Od tego momentu wędrowałem mocniej w górę. Niekiedy były to dość stromę podejścia. Na trasie pojawiało się wiele rozwidleń, ale wszystkie były bardzo dobrze oznaczone niebieskimi znakami, które kierowały mnie we właściwą stronę. Czasami zdarzało mi się zgubić szlak w górach, ale tu nie było takiej możliwości. Oczywiście co jakiś czas mogłem podziwiać górskie krajobrazy w wolnej przestrzeni między drzewami. Podejście było tu dość męczące, ale perspektywa, że Czeremcha, pierwszy cel dzisiejszej wędrówki, jest coraz bliżej dodawała mi sił.
W międzyczasie przed wejściem na szczyt nastąpiło połączenie szlaku niebieskiego z zielonym, którym miałem teraz iść aż do schroniska PTTK na Przehybie. Po około 3 godzinach wędrówki dotarłem na Czeremchę, która jak za chwilę miało się okazać była oznaczona w kilku miejscach. Ja przystanąłem na odpoczynek przy pierwszej tabliczce. Tu również zrobiłem zdjęcie dokumentujące zdobycie szczytu, ale wyglądam na nim niewyraźnie, jakbym nie zażywał rutinoscorbinu. Na chwilę usiadłem, ucieszyłem się zdobyczą, napiłem wody, zjadłem jabłko i ruszyłem dalej.
Teraz wędrówka była już łagodniejsza. I mogłem na około podziwiać przepiękne widoki. Przede mną w oddali ukazała się wieża radiowo-telewizyjna w pobliżu Przehyby, w której kierunku właśnie zmierzałem. Ten odcinek niebiesko-zielonego szlaku zajął mi zaledwie 30 minut.
Dotarłem w końcu do schroniska. Zanim jednak do niego wszedłem postanowiłem zrobić zdjęcie dokumentujące zdobycie kolejnego szczytu do ZKBS. Według mapy szczyt jest nieco dalej, ale tabliczka niedaleko schroniska o dziwo pokazuje wysokość wierzchołka Przehyby. Zgodnie z regulaminem KZKG RP niekonieczne jest bezpośrednie wejście na szczyt, wystarczy przejść w pobliżu, więc pozwoliłem sobie, bo przede mną było jeszcze kilkanaście kilometrów wędrowania, a dzień był coraz krótszy.
Następnie wszedłem do schroniska, aby chwilę odpocząć i się posilić. Ceny były bardzo przystępne, ale ja zamówiłem tylko ciepłą herbatę, ponieważ nie miałem za wiele czasu na dłuższe przesiadywanie, a do tego w plecaku czekały na mnie jakieś dobrodziejstwa. Przed posiłkiem wyszedłem jeszcze na taras, z którego podziwiałem nieco już przysłonięty przez chmury górski krajobraz. I tu wypada wspomnieć, że w końcu spotkałem innych turystów, bo od wodospadu aż na Przehybę żywej duszy.
Pół godziny odpoczynku wystarczyło, podbiłem jeszcze książeczki i wyruszyłem w dalszą trasę. Tym razem moje kroki skierowałem za czerwonymi znakami w kierunku kolejnego celu na dzisiaj, a mianowicie Skałki. Po drodze minąłem Małą Przehybę. Początkowo szlak czerwony był połączony z zielonym, ale po 10 minutach następowało ich rozdzielenie. Ja poszedłem w lewą stronę, wędrując bardzo spokojnym tempem przez las. Ten odcinek nie wymagał ode mnie wielkiego wysiłku, ponieważ nie było tam dużego podejścia na szczyt.
Po niespełna 30 minutach doszedłem na Skałkę, trzeci wyznaczony na dzisiaj cel. Nie był on oznaczony tabliczką, ale na jego wierzchołku znajdował się betonowy trzyczęściowy słup. Oczywiście szybka dokumentacja zdobycia i w dalszą drogę czerwonym szlakiem.
Kolejna godzina wędrowania to było spokojne podążanie przez las z możliwością podziwiania co chwilę widoków po prawej lub lewej stronie. Wciąż prowadził mnie czerwony szlak, który w pewnym momencie na chwilę (do Przełęczy Przysłop) połączył się z niebieskim. Tu znowu podążałem samotnie. Co prawda lubię chodzić w pojedynkę, ale miło jest spotkać kogoś na szlaku i powiedzieć mu cześć lub dzień dobry. Widocznie tego dnia inni turyści przechodzili tędy dużo wcześniej.
Na Przełęczy Przysłop znajdował się pomnik upamiętniający śmierć 5 partyzantów w walce z okupantem. Z tego miejsca czekało mnie jeszcze jedno cięższe podejście w dniu dzisiejszym. Podążałem nadal za czerwonymi znakami i czułem już w nogach zmęczenie i nawet zaczynałem powoli narzekać, co rzadko mi się zdarza, ale naprawdę długość trasy i słońce dały mi się już we znaki. Mimo to powolutku podążałem w górę przed siebie i po pół godzinie dotarłem do rozwidlenia żółtego i czerwonego szlaku. Ja poszedłem w lewą stronę za żółtymi znakami. W czasie podejścia mogłem podziwiać kolejne widoki. Naprawdę Beskid Sądecki jest ich pełen i właśnie dla nich warto się natrudzić wchodzeniem na poszczególne szczyty.
Teraz wędrowanie było swobodne, ponieważ droga prowadziła mnie cały czas w dół i po niespełna godzinie dotarłem do przedostatniego celu dzisiejszego dnia, a mianowicie do Bereśnika. Sam szczyt znajduje się nad szlakiem i ciężko na niego się dostać, ale tabliczka umieszczona na drzewie informuje, że właśnie zdobyłeś ten wierzchołek. Oczywiście pamiątkowe zdjęcie i podobnie jak na szczycie Czeremchy i tu zabrakło rutinoscorbinu.
Do końca dzisiejszej trasy było jeszcze około godziny. Nadal podążałem żółtym szlakiem i po niespełna 10 minutach dotarłem do bacówki PTTK Pod Bereśnikiem. Zanim do niej doszedłem moim oczom ukazały się kolejne piękne górskie panoramy. Zmęczenie dawało się coraz bardziej we znaki, dlatego na chwilę przystanąłem, aby jeszcze coś spożyć i napoić swoje ciało. Do bacówki wszedłem tylko po pieczątkę i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku Szczawnicy-Zdrój.
Na horyzoncie słońce zbliżało się ku zachodowi, więc musiałem przyspieszyć kroku, ponieważ nie miałem przy sobie poza słabym telefonem komórkowym nic co mogłoby mi oświecić drogę. Oczywiście szedłem za żółtymi znakami, ale w pewnym momencie nie wiedzieć czemu zgubiłem szlak i poszedłem jakąś polną drogą. Pewnie był to teren prywatny, ale nikt mnie nie ścigał i ścieżka była wydeptana, więc nią podążałem i w ten sposób dotarłem pod krzyż na Bryjarce, a więc do ostatniego celu dzisiejszej wyprawy. Niestety było już za ciemno, aby móc zrobić odpowiednie zdjęcie, dlatego nie mam udokumentowanego zdobycia krzyża w projekcie Krzyż na górskim szlaku, ale mam nadzieję, że pomysłodawca zweryfikuje mi to pozytywnie.
Ostatni odcinek dzisiejszej trasy pokonałem w 45 minut i w miejscu wyruszenia na szlak byłem około godziny 20:30. Zanim zupełnie ściemniało miałem okazję jeszcze podziwiać krajobrazy na tle zachodzącego słońca.
To był piękny dzień w Beskidzie Sądeckim. Co prawda był bardzo upalny i dawało odczuć się fizycznie skutki świecącego słońca (a może brak rutinoscorbinu – byłem niewyraźny), ale spoglądając na wszelkie panoramy i krajobrazy było warto poświęcić pół dnia na takie wędrowanie. Wymagało to ode mnie co nieco wysiłku i w niektórych momentach wręcz samozaparcia. Ostatecznie byłem bardzo zadowolony z pokonanej trasy i swoich fizycznych ograniczeń. Jedynym mankamentem takiej dłuższej wędrówki było to, że po powrocie do Krościenka nad Dunajcem około 21:00 ciężko było znaleźć lokal, gdzie mógłbym się posilić. Udało się, choć nie było to coś nadzwyczajnego, ale brzuch został napełniony. Przede mną był jeszcze jeden dzień i kolegium moderatorów, a po nim ostatni wypad w góry, o którym napiszę w następnym poście.
Z górskimi pozdrowieniami Moje góry łaskawe!
Czas przejścia trasy: 7 h 15 min.
Punktacja do książeczki GOT:
Szczawnica-Zdrój − Sewerynówka (2,9 km; 113 m); BZ.09; 4 pkt
Sewerynówka − Czeremcha (4,1 km; 578 m); BZ.09; 10 pkt
Czeremcha − Schronisko PTTK Przehyba (1,8 km; 53 m); BZ.09; 3 pkt
Schronisko PTTK Przehyba − Skałka (1,6 km; 56 m); BZ.09; 3 pkt
Skałka − Przełęcz Przysłop (3,9 km; 71 m); BZ.09; 5 pkt
Przełęcz Przysłop − Pod Dzwonkówką (1 km; 158 m); BZ.09; 3 pkt
Pod Dzwonkówką − Bereśnik (2,9 km; 46 m); BZ.09; 3 pkt
Bereśnik − Szczawnica-Zdrój (2,9 km; 14 m); BZ.09; 3 pkt
Razem: 34 pkt
Zdobywasz wszystkie szczyty, które należą do Zdobywcy Korony Beskidu Sądeckiego? Jeśli tak – masz możliwość uzyskania odznak:



