Wołosate (początek/koniec Głównego Szlaku Beskidzkiego) → Przełęcz Bukowska → Rozsypaniec → Halicz → Kopa Bukowska → Krzemień → Przełęcz Goprowska → Przełęcz pod Tarnicą → Wołosate (początek/koniec Głównego Szlaku Beskidzkiego) − 21 czerwca 2019.
Rozsypaniec, Halicz, Kopa Bukowska i Krzemień to szczyty wchodzące w skład odznaki Korona Bieszczad (KB) w Klubie Zdobywców Koron Górskich RP. Poza tym trzy z nich: Rozsypaniec, Halicz i Kopa Bukowska należą do projektu Bieszczadzkie Tysięczniki, a Halicz wpisany jest na listę krzyży metalowych w Krzyż na górskim szlaku. Z tych krótkich statystyk jasno wynika, że Halicz należy aż do 3 projektów, dlatego na początek kilka słów o tym szczycie.
Halicz (1333 m n.p.m.) to trzeci pod względem wysokości szczyt w polskiej części Bieszczadów i całych Bieszczadach Zachodnich. Położony jest we wschodniej części grupy Tarnicy, pomiędzy Kopą Bukowską a Rozsypańcem. Cieszy się ogromną popularnością dzięki dookolnej panoramie na polską i ukraińską część Bieszczadów. Według legendy w średniowieczu zbiegały się tu granice Polski, Węgier i Rusi. Na wierzchołku znajduje się metalowy krzyż. Aby zdobyć ten szczyt najłatwiej wyprawę rozpocząć w Wołosatem, gdzie znajduje się początek lub koniec Głównego Szlaku Beskidzkiego. Są dwie możliwości wejścia na Halicz. Ja wybrałem tą, która prowadzi czerwonym szlakiem przez Rozsypaniec. Zapraszam do wspólnej wędrówki.
Przebieg całej trasy:
Wołosate → Przełęcz Bukowska (2 h 30 min.)
Przełęcz Bukowska → Rozsypaniec → Halicz (1 h)
Halicz → Kopa Bukowska (30 min.)
Kopa Bukowska → Krzemień → Przełęcz Goprowska (30 min.)
Przełęcz Goprowska → Przełęcz pod Tarnicą (30 min.)
Przełęcz pod Tarnicą → Wołosate (1 h 15 min.)
Przebieg trasy na mapie: MAPA TURYSTYCZNA
Jednym z rysów życia konsekrowanego jest to, że pomimo tego, iż zakonnik ma gdzie skłonić głowę to co jakiś czas zmienia swój klasztor i miejsce posługi. Przez 12 lat swojego kapłańskiego życia miałem okazję przebywać w: Stalowej Woli, Kownie (Litwa), Skomielnej Czarnej i Krośnie. W tym ostatnim miejscu posługiwałem przez 6 lat i w końcu nadszedł czas zmiany. Na początku czerwca otrzymałem decyzję o przeniesieniu mnie do Krakowa z dniem 1 lipca 2019 roku. I oto rozpoczął się powolny czas pożegnań z osobami i miejscami dobrze mi znanymi. W tym okresie odwiedzili mnie rodzice w weekend po Bożym Ciele. Postanowiłem wykorzystać tą wizytę, aby wyruszyć w Bieszczady. I tak 21 czerwca 2019 roku wybraliśmy się wspólnie do Wołosatego, aby stamtąd zdobyć kilka szczytów, a mianowicie: Rozsypaniec, Halicz, Kopę Bukowską i Krzemień. Wszystkie te wierzchołki są ujęte w 3 projektach, które staram się w miarę możliwości realizować: Klub Zdobywców Koron Górskich RP (Rozsypaniec, Halicz, Kopa Bukowska i Halicz), Bieszczadzkie Tysięczniki (Rozsypaniec, Halicz i Kopa Bukowska) i Krzyż na górskim szlaku (Halicz).Po sprawowaniu Eucharystii i zjedzeniu śniadania, spakowaliśmy nasz ekwipunek i około godziny 8:00 ruszyliśmy w kierunku Wołosatego. Podróż przebiegała dość spokojnie i w miłej atmosferze. Na miejscu planowaliśmy być około godz. 11:00. Niestety plany zostały pokrzyżowane przez wypadek w Wetlinie, który sprawił, że droga została zakorkowana. Z tego też względu musieliśmy jechać okrężną trasą i na miejsce postoju dotarliśmy prawie z godzinnymi opóźnieniem. Mama ze względu na swoje problemy z nogami i nie możność wędrowania po górach pozostała w Ustrzykach Górnych, gdzie miała na nas cierpliwie poczekać. Na parking niedaleko początku lub końca Głównego Szlaku Beskidzkiego dojechaliśmy kilka minut przed godz. 12:00. Z tego miejsca było już widać najwyższy szczyt Bieszczad, czyli Tarnicę, na którą tym razem nie planowaliśmy wchodzić. Pogoda początkowo zapowiadała się rewelacyjnie i taka była, ale do czasu.
Z parkingu wyruszyliśmy na szlak około godz. 12:00 podążając za czerwono-niebieskimi znakami asfaltem pomiędzy domostwami do punktu poboru opłat Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Wołosatem. Dotarliśmy do tego miejsca po 10 minutach, zakupiliśmy bilety wstępu do parku i ruszyliśmy w dalszą drogę czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Bukowskiej.
Jak widać na zdjęciach tego dnia w Bieszczadach było sporo ludzi. Do wędrówek zachęcał wolny czas i doskonała pogoda. Początkowo trasa była bardzo łagodna i przebiegała po nieco zniszczonym asfalcie. Z prawej strony wciąż mogliśmy podziwiać Szeroki Wierch i Tarnicę.
Wędrówka za czerwonymi znakami pozwalała też podziwiać przyrodę z bliska. Po pewnym czasie na trasie pojawiły się drewniane oznaczenia wskazujące, że w tym miejscu przebiega droga krzyżowa. Po 30 minutach dotarliśmy do rozwidlenia dróg i nasze kroki ruszyły w lewą stronę w kierunku lasu.
Wciąż podążaliśmy za czerwonymi znakami. Wejście do lasu osłoniło nas przed słońcem świecącym wysoko na niebie. Przez chwilę szliśmy po błotnistym terenie, a następnie ponownie ukazały się kamieniste lub asfaltowe fragmenty. I tak podłoże zmieniało się co chwilę aż do Przełęczy Bukowskiej.
Dojście do tego miejsca zajęło nam około 2,5 h, a na szlaku spotykaliśmy innych turystów, choć z tej strony nie było ich aż tak wielu. Przy drogowskazie na przełęczy była tabliczka z napisem punkt widokowy, która prowadziła praktycznie do granicy z Ukrainą, ale ja w tym kierunku nie poszedłem. W przeciwieństwie do taty, który wyprzedzał mnie o kilka minut i zawędrował do tego miejsca (kilkanaście metrów bez szlaku). Ja byłem przekonany, że on wciąż idzie czerwonym szlakiem, który w tym miejscu zakręcał w lewo i prowadził w górę na pierwszy dzisiejszy cel a mianowicie na Rozsypaniec.
Dopiero kiedy wszedłem wyżej zorientowałem się, że jednak taty nie ma przede mną, więc próbowałem się z nim skontaktować telefonicznie. Nie było to wcale łatwe, ponieważ był słaby zasięg lub chwytało już ukraińskie sieci komórkowe. Pomimo minimalnych kłopotów dodzwoniłem się i powiadomiłem tatę, aby szedł w moją stronę. Co ciekawe obaj mieliśmy siebie w zasięgu wzroku, więc to ułatwiło tacie zadanie. W trakcie wędrówki wciąż mogłem podziwiać górską przyrodę, a odwracając się w kierunku Ukrainy przepiękne górskie panoramy. Niestety w momencie podchodzenia na szczyty pogoda zaczęła się pogarszać.
Podejście na Rozsypaniec zajęło nam około 30 minut. W międzyczasie tata dogonił mnie na szlaku. Niestety sam wierzchołek nie był oznaczony żadną tabliczką, dlatego pamiątkowe zdjęcie robiliśmy zgodnie z tym co wyznaczała nam mapa. Zanim jednak doszliśmy na pierwszy szczyt pozwoliliśmy jeszcze sobie na zdjęcia w kierunku Ukrainy.
Na trasie zaczęło się pojawiać coraz więcej turystów, a na niebie coraz więcej chmur i to niestety deszczowych. Minąwszy Rozsypaniec musieliśmy co prędzej ubrać płaszcze przeciwdeszczowe, bo z nieba zaczęło kropić, a nad Haliczem i dalszymi szczytami były już mgły. Zanim w niej weszliśmy udało nam się jeszcze zobaczyć cudowne krajobrazy.
Czerwony szlak z Rozsypańca na Halicz zajął nam kolejne 30 minut. Niestety na szczycie, na którym znajduje się metalowy krzyż (do projektu Krzyż na górskim szlaku), dopadła nas mgła i zupełnie nie było nic widać wokoło. Mimo taki warunków panujących w górach na wierzchołku nie brakowało innych zdobywców, a nawet zorganizowanych wycieczek. Z powodu małej widoczności nie odpoczywaliśmy na Haliczu w ogóle. Tata zrobił mi tylko pamiątkowe zdjęcie przy krzyżu i ruszyliśmy w dalszą drogę za czerwonymi znakami.
Dalsza wędrówka przebiegała w umiarkowanym deszczu i opadaniu mgieł. Podążaliśmy w kierunku trzeciego szczytu zaplanowanego na dzisiejszy dzień, a mianowicie do Kopy Bukowskiej. Niestety nie da się na niego bezpośrednio na niego wejść, ponieważ wznosi się on nieco nad czerwonym szlakiem. Pomimo pochmurnej pogody podczas drogi mogliśmy podziwiać kolejne krajobrazy mijając innych wędrowców i idąc już po mokrej nawierzchni.
Ten etap wędrówki zajął nam zaledwie 30 minut, a w międzyczasie przestało padać. Dlatego kiedy minęliśmy Kopę Bukowską, zaliczaną także do projektu Bieszczadzkie Tysięczniki i zrobiliśmy tam pamiątkowe zdjęcie, przystanęliśmy na mały odpoczynek, aby się posilić. Deszcz niestety dawał się nam we znaki, ale nie było innego wyjścia jak iść dalej.
I kiedy tak wędrowaliśmy to co chwilę, pomimo deszczowej pogody, wyłaniały się z lewej strony piękne i zapierające dech w piersiach widoki. Właściwie słowami jest to ciężko opisać, dlatego pozwolę sobie to pokazać na fotografiach.
Kolejna część trasy prowadziła nas nadal za czerwonymi znakami do Przełęczy Goprowskiej. Niestety na tym odcinku znowu co jakiś czas siąpił deszcz i było to już męczące. Wystarczyło jednak 30 minut, abyśmy dotarli do następnego celu, a deszcz w tym momencie całkowicie ustąpił. Po naszej prawej stronie wznosił się nad nami przepiękny szczyt Krzemień, na który obecnie nie można bezpośrednio wchodzić ze względu na ochronę przyrody. Jednakże warto go podziwiać i nim się zachwycać będąc nieco niżej. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i poszliśmy dalej za czerwono-niebieskimi znakami skręcając w lewą stronę.
W tym momencie po kilkugodzinnym wędrowaniu czekało nas jeszcze jedno podejście na Przełęcz pod Tarnicą. Tata poszedł przodem i dotarł tam nieco szybciej, ale tym razem poczekał na mnie. Wejście zajęło około 25 minut. Dzięki temu, że co nieco wypogodziło się mogliśmy usiąść na ławeczkach przy przełęczy i spożyć posiłek i chwilę odpocząć przed ostatnim etapem dzisiejszej trasy. W tym momencie żaden z nas nie myślał o tym, aby wchodzić na Tarnicę. Ja bywałem tam już nie raz, a zmęczenie deszczem odczuwaliśmy na swoich ciałach, dlatego naszym pragnieniem było jak najszybciej dotrzeć do auta. Do tego mama czekała na nas w Ustrzykach Górnych i już się niecierpliwiła. Chwila odpoczynku i zejście niebieskim szlakiem do Wołosatego.
Bieszczady to góry, do których bardzo chętnie wracam, ale niezbyt często mam okazję. Dlatego staram się wykorzystać każdą możliwość. Ta wycieczka z rodzicami była mi bardzo potrzebna. Wiedziałem, że teraz będę miał dalej, więc poprosiłem ich, abyśmy mogli wspólnie na nie popatrzeć i po nich powędrować. W 2008 roku jeszcze wspólnie chodziliśmy i zdobywaliśmy szczyty w tych górach. Niestety przyszedł czas, że mama już nie może zbytnio wędrować. Mimo tego była to miła wyprawa zakończona kolacją w bardzo dobrej restauracji o ciekawej nazwie Paweł nie całkiem święty (Smerek 67). Wierzę, że jeszcze nie raz wejdę na bieszczadzkie połoniny.
Z górskimi pozdrowieniami Moje góry łaskawe!
Czas przejścia trasy: 6 h 15 min.
Punktacja do książeczki GOT:
Wołosate − Przełęcz Bukowska (8,3 km; 419 m); BW.03; 12 pkt
Przełęcz Bukowska − Rozsypaniec − Halicz (2,3 km; 254 m); BW.03; 5 pkt
Halicz − Kopa Bukowska − Przełęcz Goprowska (3,4 km; 0 m); BW.03; 3 pkt
Przełęcz Goprowska − Przełęcz pod Tarnicą (0,8 km; 127 m); BW.03; 2 pkt
Przełęcz pod Tarnicą − Wołosate (4,5 km; 0 m); BW.03; 5 pkt
Razem: 27 pkt
Zdobywasz wszystkie szczyty, które należą do Korony Bieszczad? Jeśli tak – masz możliwość uzyskania odznak:




Super wyprawa, Bieszczady to jedno z najpiękniejszych miejsc do wędrówek po górach. Niestety tylko też przybywa tam co roku coraz więcej turystów i powoli robi się tłoczno w niektórych miejscach.
PolubieniePolubienie